„Przejażdżka po Rosji. Na kanwie opowieści Marka Z.” – Andrzej Wróblewski
Zajrzałem do Biblioteki i się udało. Była. Poniżej kilka zdań na
temat tej jakże miłej książeczki-czytadełka. Mówiąc ogólnie jest to
gawęda człowieka zajmującego się hm… transportem dóbr rosyjskich na teren
Polski i dalej niekoniecznie legalnie. O ile dobrze pamiętam, autor nie
używa słów w rodzaju „przemyt”, „kontrabanda” w odniesieniu do własnej
działalności, ale z kontekstu można dojść do wniosku, że faktycznie to
jego działalność ocierała się lub była takim procederem.
Jest ta książka jakby opowieścią z krainy mchu i paproci. Niektóre
przygody autora wydają się równie prawdopodobne jak historie z wojska
opowiadane przez stryja po kilku kieliszkach. Nie znam się na
załatwianiu transportu kolejowego dla 10 wagonów drewna z tajgi. Wydaje
się, że miejscem gdzie się to robi raczej nie jest tzw. górka
rozrządowa. Osobą z którą podejmuje się taki biznes nie powinien być
mężczyzna wyglądający jak Syberyjczyk (na moje nie uzbrojone oko jak
robotnik leśny).
Narrator nie stroni od kieliszka i lubi zakąsić, miły jest i
sympatyczny bardzo. „W cywilu” zajmuje się wymianą kulturalną, ale
handel międzynarodowy staje się jednocześnie nowym źródłem dochodu jak i
kanwą opowieści. Znajomość języka rosyjskiego oraz rozległe kontakty
pozwalają mu nie tylko zarobić na życie, ale i opisać Rosję lat ’90.
Kraj barwny i nieco niezwykły, gdzie wszyscy, którzy zostali uwolnieni z
ograniczeń upadłego systemu chcą nadrobić stracony czas i w końcu
mniej lub bardziej legalnie wzbogacić się. Polecam jako lekturę
nadobowiązkową. [Szczególnie zdziwił mnie termin
„biurokracja czynna”, uprawiana przez urzędników z którymi miał do
czynienia gawędziarz. Pozwoliło to zrozumieć tzw. ducha czasów minionych
i aktualny opowieści czas przełomu w byłym ZSRR.]
Zajrzałem do Biblioteki i się udało. Była. Poniżej kilka zdań na temat tej jakże miłej książeczki-czytadełka. Mówiąc ogólnie jest to gawęda człowieka zajmującego się hm… transportem dóbr rosyjskich na teren Polski i dalej niekoniecznie legalnie. O ile dobrze pamiętam, autor nie używa słów w rodzaju „przemyt”, „kontrabanda” w odniesieniu do własnej działalności, ale z kontekstu można dojść do wniosku, że faktycznie to jego działalność ocierała się lub była takim procederem.
Jest ta książka jakby opowieścią z krainy mchu i paproci. Niektóre przygody autora wydają się równie prawdopodobne jak historie z wojska opowiadane przez stryja po kilku kieliszkach. Nie znam się na załatwianiu transportu kolejowego dla 10 wagonów drewna z tajgi. Wydaje się, że miejscem gdzie się to robi raczej nie jest tzw. górka rozrządowa. Osobą z którą podejmuje się taki biznes nie powinien być mężczyzna wyglądający jak Syberyjczyk (na moje nie uzbrojone oko jak robotnik leśny).
Narrator nie stroni od kieliszka i lubi zakąsić, miły jest i sympatyczny bardzo. „W cywilu” zajmuje się wymianą kulturalną, ale handel międzynarodowy staje się jednocześnie nowym źródłem dochodu jak i kanwą opowieści. Znajomość języka rosyjskiego oraz rozległe kontakty pozwalają mu nie tylko zarobić na życie, ale i opisać Rosję lat ’90. Kraj barwny i nieco niezwykły, gdzie wszyscy, którzy zostali uwolnieni z ograniczeń upadłego systemu chcą nadrobić stracony czas i w końcu mniej lub bardziej legalnie wzbogacić się. Polecam jako lekturę nadobowiązkową. [Szczególnie zdziwił mnie termin „biurokracja czynna”, uprawiana przez urzędników z którymi miał do czynienia gawędziarz. Pozwoliło to zrozumieć tzw. ducha czasów minionych i aktualny opowieści czas przełomu w byłym ZSRR.]