piątek, 18 lipca 2025

Uliczne rapsy

 

Porzeczka czarna
ulica Browarna
Niedziela w mieście
będzie upalna
Oślepłe źrenice
wymarłe ulice
Zupełnie pusto
i okropnie duszno
...uszno...
...duszno...
...uszno...
o!
 

 

środa, 16 lipca 2025

Pożegnanie

 Andrzeju, nikt już o tobie tak przejmująco nie zaśpiewa.

 

Joanna Kołaczkowska
1966-2025 

poniedziałek, 14 lipca 2025

Maść ichtiolowa

(dermatologiczna piosenka medyczna)
fragment ulotki maści ichtiolowej

 

 

I
Gdy pod pachą urósł pryszcz
siądź spokojnie, nie rób nic
Wyślij kogoś do apteki
kupić odpowiednie leki

Ref:
DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DA-WAJ-MI-TU-BI-TU-MI-TU
BITUMITU
‘OJ!

II
Powiem krótko, trochę żartem:
„Zaprzyjaźnij się z asfaltem”
Z pachy smołą mocno wali -
ichtiol musi cię ocalić

Ref:
DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DA-WAJ-MI-TU-BI-TU-MI-TU
BITUMITU
‘OJ!

DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DO WIECZORA ODE ŚWITU
BI-TU-MI-TU-DA-WAJ-MI-TU

‘OJ!
‘OJ! ‘OJ!

III
Smaruj rano, smaruj w wieczór,
żebyś bólu długo nie czuł
Pryszcz, ta wstrętna, głupia dziwka
nie urośnie jak ta śliwka

Ref:
DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DA-WAJ-MI-TU-BI-TU-MI-TU
BITUMITU
‘OJ!

DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DO WIECZORA ODE ŚWITU
BI-TU-MI-TU-DA-WAJ-MI-TU

‘OJ!
‘OJ! ‘OJ!

IV
Kiedy nerwy z bólu wyją
musi ciebie chirurg przyjąć
Rzeknie – „Nie ma takiej rzeczy,
której moja stal nie leczy”.

Ref:
DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DA-WAJ-MI-TU-BI-TU-MI-TU
BITUMITU
‘OJ!

DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DO WIECZORA ODE ŚWITU
BI-TU-MI-TU-DA-WAJ-MI-TU

‘OJ!
‘OJ! ‘OJ!

jo


 



 

 

sobota, 7 czerwca 2025

Historyjka o muzyce i informatyce albo jak szczęśliwie usunąłem angielskiego robala


Od dawna miałem pomysł zakupu lub zbudowania serwera DLNA. Mówiąc najprościej jest to komputer, który w (lokalnej) sieci udostępnia multimedia (muzykę, filmy, grafikę). Szybki przegląd dostępnych możliwości wskazał koszt od 1.500 do 8.000 złotych (i więcej).
Czas płynął, potrzeba rosła wraz z nabywanymi CD (tak, to ja jestem jedną z tych 10 osób w Polsce, które kupują jeszcze fizyczne nośniki z muzyką 😉 ).

Jednakowoż pojawiło się rozwiązanie tymczasowe: pendrive 128 GB (za przeproszeniem) wetknięty tam, gdzie Panu Routerowi światło słabo dochodzi. Pan R. po konfiguracji miał udostępnić pliki muzyczne wszystkim urządzeniom z sieci lokalnej.

Co lepsze płyty zgrane na "pendrajwera" i... urządzenia podpięte pod lokalną sieć (smyrfony, kombajn muzyczny itp.) zobaczyły jedynie jakieś 10 pierwszych podkatalogów z plikami mp3 a dalej ani-ani. Natomiast duży komputer widział wszystko.

Tu ominę długotrwały proces walki (jak mawiali onegdaj radioelektronicy) z przerwą między słuchawkami 😉 :
***
Cztery dni (w wolnych chwilach) eksperymentowałem, kombinowałem, zanim zauważyłem, że na pendrivie siedzi sobie pomiędzy zgraną muzyką katalog ze słownictwem do nauki języka (kopia zapasowa). Dziesiątki a może setki tysięcy krótkich pliczków mp3 ze słownictwem, idiomami itp. o jakże oryginalnej nazwie "Angielski" 😉 .

Angielski robal został usunięty z nośnika. Ponowne podłączenie "pendrajwera" do Pana Routera i Eureka! Działa. Ponad 600 płyt w domowych pieleszach dostępne po Wi-Fi i kabelku. Okazało się, że krytyczny folder w jakiś sposób wyczerpywał możliwość "policzenia" plików przez małe urządzenia typu smartfon, co powodowało ograniczenie ilości widzianych podkatalogów z płytami.

Argumenty za rozwiązaniem: dużo niższy koszt, który zamknął się w około 60 złotych. Minimalne zużycie prądu (co jest słabym pozytywem, bo dobry serwer DLNA pobiera go niewiele, kiedy jest w trybie czuwania). Możliwość korzystania z niego do odtwarzania muzyki i wyświetlania zdjęć.

Argumenty przeciw: pendrive nie ma macierzy dyskowej i przy awarii trzeba będzie kupić drugi. Jest też ryzyko przypadkowego uszkodzenia gniazda USB w routerze przy pomocy sterczącego pena. Mała pojemność pendrive'a wyklucza używanie go do rozgłaszania po sieci długich filmów.

PS
Dla ludzkości nieinformatycznej - robal to spolszczenie od angielskiego "bug", którym oznacza się od dawna błędy występujące w oprogramowaniu/sprzęcie. W historii informatyki najbardziej znaną anegdotą dotyczącą pochodzenia tego słowa jest incydent z 9 września 1947 roku, kiedy pracownicy komputera Harvard Mark II znaleźli w jednym z przekaźników martwą ćmę, która powodowała nie prawidłowe działanie urządzenia.

niedziela, 26 stycznia 2025

PL AURORA-Teardrop


Spolszczył (czyli napisał to co chciał, żeby autor miał na myśli) – Fieloryb nieryba; w nawiasach () zaznaczono wersje alternatywną. Wersja 0.5



Lub, lub, setki słów (Miłość robić ma*)
Miłość to słowem sprawianie
Męstwo syci mi (w)dech
Kojący impuls
Wstrząsa, czyni mnie dzikszą
Męstwo syci mi (w)dech


Łza w ogień leci
Męstwo syci mi (w)dech


Noc, noc, po niej dzień
Czarny kwiat kwitnie
Męstwo syci mi (w)dech
Kwiat czarny kwitnie
Męstwo syci mi (w)dech

W ogień łza leci

Woda okiem mym
Prawdy odbiciem
Męstwo syci mi (w)dech

Łza w ogniu tonie
Męstwo syci mi (krew) (w)dech

___________________
*Poddał pod dyskusję Andrzej Jakubowicz

niedziela, 28 kwietnia 2024

O marności pamięci!


Gdyby nie odnaleziona po latach karta SD z fotografiami, nigdy bym sobie nie przypomniał, że był taki czas, kiedy chodziłem po plaży w Czarnogórze. W związku z powyższym powraca jak bumerang spostrzeżenie: "...nie pamiętam kim byłem - dni albo zlewają się w długi łańcuch podobnych do siebie, albo pamięć o nich znika jak przecierana ścierką smuga na szybie...".
P.S https://pl.wikiquote.org/wiki/Magdalenka

sobota, 7 maja 2022

„Przejażdżka po Rosji. Na kanwie opowieści Marka Z.” – Andrzej Wróblewski

Zajrzałem do Biblioteki i się udało. Była. Poniżej kilka zdań na temat tej jakże miłej książeczki-czytadełka. Mówiąc ogólnie jest to gawęda człowieka zajmującego się hm… transportem dóbr rosyjskich na teren Polski i dalej niekoniecznie legalnie. O ile dobrze pamiętam, autor nie używa słów w rodzaju „przemyt”, „kontrabanda” w odniesieniu do własnej działalności, ale z kontekstu można dojść do wniosku, że faktycznie to jego działalność ocierała się lub była takim procederem.

Jest ta książka jakby opowieścią z krainy mchu i paproci. Niektóre przygody autora wydają się równie prawdopodobne jak historie z wojska opowiadane przez stryja po kilku kieliszkach. Nie znam się na załatwianiu transportu kolejowego dla 10 wagonów drewna z tajgi. Wydaje się, że miejscem gdzie się to robi raczej nie jest tzw. górka rozrządowa. Osobą z którą podejmuje się taki biznes nie powinien być mężczyzna wyglądający jak Syberyjczyk (na moje nie uzbrojone oko jak robotnik leśny).

Narrator nie stroni od kieliszka i lubi zakąsić, miły jest i sympatyczny bardzo. „W cywilu” zajmuje się wymianą kulturalną, ale handel międzynarodowy staje się jednocześnie nowym źródłem dochodu jak i kanwą opowieści. Znajomość języka rosyjskiego oraz rozległe kontakty pozwalają mu nie tylko zarobić na życie, ale i opisać Rosję lat ’90. Kraj barwny i nieco niezwykły, gdzie wszyscy, którzy zostali uwolnieni z ograniczeń upadłego systemu chcą nadrobić stracony czas i w końcu mniej lub bardziej legalnie wzbogacić się. Polecam jako lekturę nadobowiązkową. [Szczególnie zdziwił mnie termin „biurokracja czynna”, uprawiana przez urzędników z którymi miał do czynienia gawędziarz. Pozwoliło to zrozumieć tzw. ducha czasów minionych i aktualny opowieści czas przełomu w byłym ZSRR.]