piątek, 18 lipca 2025
środa, 16 lipca 2025
poniedziałek, 14 lipca 2025
Maść ichtiolowa
(dermatologiczna
piosenka medyczna)
I
Gdy pod pachą urósł pryszcz
siądź spokojnie, nie rób nic
Wyślij kogoś do apteki
kupić odpowiednie leki
Ref:
DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DA-WAJ-MI-TU-BI-TU-MI-TU
BITUMITU
‘OJ!
II
Powiem krótko, trochę żartem:
„Zaprzyjaźnij się z asfaltem”
Z pachy smołą mocno wali -
ichtiol musi cię ocalić
Ref:
DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DA-WAJ-MI-TU-BI-TU-MI-TU
BITUMITU
‘OJ!
DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DO WIECZORA ODE ŚWITU
BI-TU-MI-TU-DA-WAJ-MI-TU
‘OJ!
‘OJ! ‘OJ!
III
Smaruj rano, smaruj w wieczór,
żebyś bólu długo nie czuł
Pryszcz, ta wstrętna, głupia dziwka
nie urośnie jak ta śliwka
Ref:
DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DA-WAJ-MI-TU-BI-TU-MI-TU
BITUMITU
‘OJ!
DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DO WIECZORA ODE ŚWITU
BI-TU-MI-TU-DA-WAJ-MI-TU
‘OJ!
‘OJ! ‘OJ!
IV
Kiedy nerwy z bólu wyją
musi ciebie chirurg przyjąć
Rzeknie – „Nie ma takiej rzeczy,
której moja stal nie leczy”.
Ref:
DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DA-WAJ-MI-TU-BI-TU-MI-TU
BITUMITU
‘OJ!
DA-WAJ-MI-TU- BI-TU-MI-TU
BITUMITU DAWAJ MI TU
DO WIECZORA ODE ŚWITU
BI-TU-MI-TU-DA-WAJ-MI-TU
‘OJ!
‘OJ! ‘OJ!
jo
sobota, 7 czerwca 2025
Historyjka o muzyce i informatyce albo jak szczęśliwie usunąłem angielskiego robala
Od dawna miałem pomysł zakupu lub zbudowania serwera DLNA. Mówiąc najprościej jest to komputer, który w (lokalnej) sieci udostępnia multimedia (muzykę, filmy, grafikę). Szybki przegląd dostępnych możliwości wskazał koszt od 1.500 do 8.000 złotych (i więcej).
Jednakowoż pojawiło się rozwiązanie tymczasowe: pendrive 128 GB (za przeproszeniem) wetknięty tam, gdzie Panu Routerowi światło słabo dochodzi. Pan R. po konfiguracji miał udostępnić pliki muzyczne wszystkim urządzeniom z sieci lokalnej.
Tu ominę długotrwały proces walki (jak mawiali onegdaj radioelektronicy) z przerwą między słuchawkami


Angielski robal został usunięty z nośnika. Ponowne podłączenie "pendrajwera" do Pana Routera i Eureka! Działa. Ponad 600 płyt w domowych pieleszach dostępne po Wi-Fi i kabelku. Okazało się, że krytyczny folder w jakiś sposób wyczerpywał możliwość "policzenia" plików przez małe urządzenia typu smartfon, co powodowało ograniczenie ilości widzianych podkatalogów z płytami.
Argumenty za rozwiązaniem: dużo niższy koszt, który zamknął się w około 60 złotych. Minimalne zużycie prądu (co jest słabym pozytywem, bo dobry serwer DLNA pobiera go niewiele, kiedy jest w trybie czuwania). Możliwość korzystania z niego do odtwarzania muzyki i wyświetlania zdjęć.
Argumenty przeciw: pendrive nie ma macierzy dyskowej i przy awarii trzeba będzie kupić drugi. Jest też ryzyko przypadkowego uszkodzenia gniazda USB w routerze przy pomocy sterczącego pena. Mała pojemność pendrive'a wyklucza używanie go do rozgłaszania po sieci długich filmów.
PS
niedziela, 26 stycznia 2025
PL AURORA-Teardrop
Spolszczył (czyli napisał to co chciał, żeby autor miał na myśli) – Fieloryb nieryba; w nawiasach () zaznaczono wersje alternatywną. Wersja 0.5
Lub, lub, setki słów (Miłość robić ma*)
Miłość to słowem sprawianie
Męstwo syci mi (w)dech
Kojący impuls
Wstrząsa, czyni mnie dzikszą
Męstwo syci mi (w)dech
Łza w ogień leci
Męstwo syci mi (w)dech
Noc, noc, po niej dzień
Czarny kwiat kwitnie
Męstwo syci mi (w)dech
Kwiat czarny kwitnie
Męstwo syci mi (w)dech
W ogień łza leci
Woda okiem mym
Prawdy odbiciem
Męstwo syci mi (w)dech
Łza w ogniu tonie
Męstwo syci mi (krew) (w)dech
___________________
*Poddał pod dyskusję Andrzej Jakubowicz
niedziela, 28 kwietnia 2024
O marności pamięci!
Gdyby nie odnaleziona po latach karta SD z fotografiami, nigdy bym sobie nie przypomniał, że był taki czas, kiedy chodziłem po plaży w Czarnogórze. W związku z powyższym powraca jak bumerang spostrzeżenie: "...nie pamiętam kim byłem - dni albo zlewają się w długi łańcuch podobnych do siebie, albo pamięć o nich znika jak przecierana ścierką smuga na szybie...".
P.S https://pl.wikiquote.org/wiki/Magdalenka
Zajrzałem do Biblioteki i się udało. Była. Poniżej kilka zdań na temat tej jakże miłej książeczki-czytadełka. Mówiąc ogólnie jest to gawęda człowieka zajmującego się hm… transportem dóbr rosyjskich na teren Polski i dalej niekoniecznie legalnie. O ile dobrze pamiętam, autor nie używa słów w rodzaju „przemyt”, „kontrabanda” w odniesieniu do własnej działalności, ale z kontekstu można dojść do wniosku, że faktycznie to jego działalność ocierała się lub była takim procederem.
Jest ta książka jakby opowieścią z krainy mchu i paproci. Niektóre przygody autora wydają się równie prawdopodobne jak historie z wojska opowiadane przez stryja po kilku kieliszkach. Nie znam się na załatwianiu transportu kolejowego dla 10 wagonów drewna z tajgi. Wydaje się, że miejscem gdzie się to robi raczej nie jest tzw. górka rozrządowa. Osobą z którą podejmuje się taki biznes nie powinien być mężczyzna wyglądający jak Syberyjczyk (na moje nie uzbrojone oko jak robotnik leśny).
Narrator nie stroni od kieliszka i lubi zakąsić, miły jest i sympatyczny bardzo. „W cywilu” zajmuje się wymianą kulturalną, ale handel międzynarodowy staje się jednocześnie nowym źródłem dochodu jak i kanwą opowieści. Znajomość języka rosyjskiego oraz rozległe kontakty pozwalają mu nie tylko zarobić na życie, ale i opisać Rosję lat ’90. Kraj barwny i nieco niezwykły, gdzie wszyscy, którzy zostali uwolnieni z ograniczeń upadłego systemu chcą nadrobić stracony czas i w końcu mniej lub bardziej legalnie wzbogacić się. Polecam jako lekturę nadobowiązkową. [Szczególnie zdziwił mnie termin „biurokracja czynna”, uprawiana przez urzędników z którymi miał do czynienia gawędziarz. Pozwoliło to zrozumieć tzw. ducha czasów minionych i aktualny opowieści czas przełomu w byłym ZSRR.]