Jedyne uwagi jakie mam (na minus) to brak kompletny świateł i wizualnego przystrojenia koncertu. Dwa to zwyczajowy na dowolnym koncercie na świecie brak dźwięku z pomagajek, i drobnych szczegółów z zestawu perkusyjnego. Oznacza to ni mniej ni więcej, że:
2. Zespół mógłby wystąpić na w każdym miejscu (w tym wypadku w hallu RNŚ) przyciągając zawsze uwagę.
2 i 3/4 Perkusjonalista (Paweł ......?) stanowił jedynie oprawę osobową i pełnił rolę techniczną na scenie.
Na
plus poza zespołem, który jak zwykle prezentuje klasę pozaskalową
zasługują czerwone skarpetki Mateusza i frapująca gra Bryndala w jednym
utworze (to tak jest dobrze? - spytałem siebie - ta blacha tu pasuje?,
on jest w tempie?) O dziwo było dobrze i równo a, bardzo dobrze a nawet
lepiej.
Razem z zespołem wystąpił (przedstawiony) trzon zespołu Drevo (lub Drewo) najprawdopodobniej z Ukrainy (na zdjęciach poniżej).
Były
przeboje, były piosenki, były pieśni. Nie było wielkowymiarowych
improwizacji. Tanecznie, filozoficznie, ironicznie, transowo,
humorystycznie w komentarzach lidera. Mateusz poza saksofonem obsługiwał
instrument klawiszowy i klarnet basowy. Wojciech Waglewski pozostawał przy Fenderze. Zaskoczyło mnie, że Karim Martusewicz
nie popełnił piosenkek(i) na kontrabasie. Pamiętając jego możliwości,
uzdolnienia i tytuły uważam, że mógłby spokojnie zająć się tym mięsistym
dołem jaki może dać ten instrument. Zwłaszcza w takich okolicznościach.
Atmosfera koncertu jaką lekko można sobie wyobrazić to klub muzyczny o 17 rano
. Kamerzysta skupił się na jedzeniu bułki
,
więc nie widziałem zbyt wiele. Statycznie pokazywano zespół muzyki
młodzieżowej który z powodu nadchodzących świąt i wojny nie bujał zbyt
hen-hen a raczej tulił i zmuszał do zadumy. W tle majaczyły książki i
kwiaty, co dodawało (zwłaszcza Mateuszowi) uroku optycznego.


W
dwóch-trzech miejscach usłyszałem nakładki (sample?) z gitary i
klarnetu. Sprawdza się to o tyle, że podobnie jak na ostatnich płytach
niektóre utwory są transowo wspomagane fakturami gitarowo-klawiszowymi.
Bez dodatkowych muzyków uzyskanie takiego brzmienia byłoby niemożliwe.
Voo
Voo jest jedynym znanym mi zespołem, który nie gra hitów na bis ("Jak
gdyby nigdy nic" zagrany w środku). Ostatnim utworem było "Nabroiło
się", w koncercie uczestniczyło może z 20 patronek i patronów w realu i
472 osoby on-line.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz